Nieziemsko
polubiłam dromadery! Nie przepuszczę żadnej zbliżającej się okazji, by jakiegoś
pogłaskać, bądź wyruszyć na jego grzbiecie. Samo wejście na camela to nie lada
atrakcja, która często przysparza wiele radości. Nie ukrywam, że jako
początkująca na początku mocno ściskałam uchwyt z przodu wielbłąda, ale kilka
minut wystarczyło i już swobodnie wczułam się w charakterystyczne ruchy tego
pięknego zwierzęcia. Nasza karawana składała się z pięciu wielbłądów, prowadził
Atlas, następnie Jackie Chan, Godzilla, nasz Moo-Moo i na końcu uroczy Zachari.
Jazda na camelach to moim zdaniem ważny punkt wizyty w krajach
północno-afrykańskich, mimo, że początkowo czułam lekką niepewność, później
delektowałam się przyjemną podróżą. Pan, który prowadził karawanę, miał ogromne
poczucie humoru i niejednokrotnie popędzał wielbłądy, by zaczęły galopować. Gdy
poprosiłam go o zrobienie nam zdjęcia, pomachał nam i udał, że ucieka z
aparatem za pobliskie palmy. Trzeba przyznać, że humor mu dopisywał, dzięki
czemu wycieczka okazała się także świetną zabawą. Co ważne, pan poprowadził
karawanę po specjalnie przygotowanym piaszczystym terenie, przypominającym
półpustynię, znajdującym się niedaleko posiadłości królewskiej, a ostatecznie
prowadzącym do pięknego dorzecza rzeki Sus. Jeżeli ktoś ma obawy, że jest to
krótka 10-minutowa przejażdżka, to wyjaśniam, że biuro bardzo się postarało.
Jazda dromaderami trwała prawie dwie godziny i zakończyła się poczęstunkiem
herbatą i ciasteczkami marokańskimi. Wycieczka, której koszt to 250MAD (około
110zł) została zorganizowana przez biuro New Approach Holidays i zdecydowanie
warta jest polecenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz