Zapach ryb unoszący się po całym Agadirze przypominał nam
niejednokrotnie o konieczności odwiedzenia portu rybackiego. Idąc wzdłuż
wybrzeża spodziewaliśmy się, że zobaczymy z daleka kilka kutrów i alejkę ze
smażalniami ryb, o której wspominał nasz rezydent, ale na miejscu czekała na
nas niespodzianka w postaci miejscowego rybaka. Ten zaczepił nas już przed
wejściem i zaczął dobrowolnie oprowadzać po miasteczku portowym.
Lepszego
przewodnika nie mogliśmy mieć, pan znał w porcie wielu pracowników więc mimo,
że byliśmy dla nich nie lada atrakcją, starali się nie przerywać pracy. Nam
pozwoliło to dokładnie przyjrzeć się zarówno wykonywanym czynnościom, jak i
samym rybakom. W pierwszej kolejności zostaliśmy oprowadzeni po
pomieszczeniach, w których składowane były ryby na eksport, a następnie przez
mini targ, gdzie miejscowi mogą zakupić ryby i owoce morza. Najbardziej
zaskoczył nas widok złowionych rekinów, w tym jednego mającego ponad 2 metry
długości. Niestety nie udało nam się załapać na prawdziwy Fish Market, gdyż ten
otwarty jest w godzinach 5:00-10:00, a my dotarliśmy do portu nieco po 10:00. Mimo
to, rybak-przewodnik pokazał nam jeszcze kilka gatunków łowionych ryb, w tym
płaszczki i małe wąskie rybki z rodziny rekinowatych. Charakterystyczne dla
nich jest to, że głaszcząc je od głowy do ogona czuje się gładką powierzchnię,
a głaszcząc odwrotnie, mocno chropowatą, wręcz ostrą skórę.
Kolejnym punktem była miejscowa stocznia, gdzie produkowane
są kutry rybackie. Okres budowy jednego to około 1 rok, a materiał, z którego
są wykonane, to w większości drewno drzewa arganowego.
Po kilku minutach spaceru dotarliśmy do samego portu, gdzie
dosłownie co kilka minut przypływają nowe kutry. Dowiedzieliśmy się, że
największe łodzie wypływają w głąb oceanu i wracają dopiero po pięciu dniach.
Codziennie do portu transportowanych są tony ryb, z czego największą liczbę
stanowią sardynki. Port rybacki a Agadirze zajmuje bowiem pierwsze miejsce na
świecie pod względem połowu tych ryb. Co dziwne, w samym Agadirze trudno je
kupić, są bowiem przeznaczone typowo na eksport. Na miejscu łatwiej dostać inne
ryby: śledzie oceaniczne, makrele, sole, a także owoce morza. Na nas największe
wrażenie robiły nowo przybyłe kutry, z których rybacy wynosili kolejne
przepełnione rybami skrzynie. Byliśmy oszołomieni ilością ryb, jakie jest w
stanie pomieścić jeden kuter, a przecież kutrów w porcie było mnóstwo, jeden
stał obok drugiego, a obdrapane boki świadczyły o tym, że łodzie często się o
siebie ocierają.
Koniec końców, po obejściu całego portu, nasz przemiły
przewodnik otrzymał od nas 40MAD i od razu spojrzał z niemałą pogardą, że kwota
jest za mała, a takie zwiedzanie to koszt około 150MAD. Na taką kwotę znowuż my
się nie zgodziliśmy i ostatecznie stanęło na 70MAD. Wcześniej rybak pochwalił
się jeszcze swoją kartą rybacką, z której wynikało, że jest rybakiem, od kiedy
ukończył 22 lata (pan z rocznika 1955 r.) i ma ważność do 2049 r. My oczywiście
życzymy panu zdrowia na tyle lat, bo w końcu ktoś musi oprowadzać kolejnych
turystów po porcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz