Obowiązkiem odwiedzającego Agadir jest ogromne targowisko,
tzw. souk, na którym można kupić dosłownie wszystko: owoce i warzywa,
regionalne przyprawy, herbatę, ubrania, chusty, buty (w tym dobre skórzane
kapcie), naczynia (w tym imbryki i tadżiny), ceramikę i wiele innych, często
zaskakujących rzeczy. Souk El Had, który położony jest około 3 km w głąb lądu,
zaskoczył nas swoją dużą przestrzenią i różnorodnością dostępnych towarów.
Dla
podtrzymania tradycji i chęci kupienia taniej, dobijaliśmy targu z handlarzami
i trzeba przyznać, że wychodziło nam to co najmniej dobrze. Jeden z handlarzy
powiedział, że jestem nieugięta, jak prawdziwy Berberyjczyk. Aby uzgodnić dobrą
cenę warto zacząć od stosunkowo niskiej kwoty i później stosując metodę na
obrażonego lub rozbawionego propozycją handlarza, udawać, że ta cena jest
zdecydowanie wygórowana. Oczywiście trzeba uważać też w drugą stronę, bo zbyt
niska kwota podana przez nas może obrazić właściciela straganu. Na szczęście,
mimo dość zacięto walczących handlarzy, udało nam się utrzymać poziom i wyjść
na swoje poprzez ustalenie całkiem rozsądnej kwoty. Często schodziliśmy z ceny
do około 30-40% początkowo podanej kwoty.
Nam udało się kupić piękne chusty kaszmirowe, każda za cenę
40 MAD (około 18zł). Była to jednak cena przesadnie niska i długo o nią
walczyłyśmy. U innych handlarzy cena takich samych chust wyniosłaby najmniej
45-50 MAD. Przechodząc przez jedną z alejek trafiliśmy też na pana, który
sprzedawał herbaty i poprosił Piotrusia o wysłanie mu kartki z Polski. Napisał
na kartce adres i zaprosił nas do skosztowania marokańskiej herbatki słodzonej
naturalnie stewią. Pan w ciągu kilku minut przygotował herbatę i zrobił mi na
dłoni szybki tatuaż z henny. Chciał też namówić nas na zakup szafranu, choć
marokańskie ceny tej cennej przyprawy były dla nas zbyt wysokie (20 MAD za 1
gram).
W innym dniu, gdy odwiedziliśmy Souk El Had, zaczepił nas
również pan sprzedający herbatę i przyprawy, przedstawił nam swojego tatę, z
którym od dziesięcioleci dbają o wspólny interes na targu. Zostaliśmy
zaproszeni, aby usiąść na ławkach w środku straganu i wysłuchaliśmy krótkiej
prezentacji na temat przydatności oferowanych produktów. Handlarz pokazał nam
między innymi dostępne mieszanki ziół wskazując, w jakich sytuacjach powinniśmy
je zastosować. My zdecydowaliśmy się na herbatę i stewię w listkach, a znajomi
dodatkowo na kilka przypraw. Prawdziwa batalia zaczęła się później, gdy przyszło
do targowania ceny. Początkowe wydawały się nam wręcz koszmarnie wysokie. Przykładowo za woreczek stewii i cztery 100 gramowe woreczki herbaty handlarz
zażyczył sobie ode mnie 150 MAD (około 65zł), a udało mi się zejść do ceny 50
MAD (20zł). Gdy dobiliśmy targu pan zaczął walczyć z kolegą o cenę za jego
żonę, moją dobrą znajomą. Już na początku wspomniał o 3 tysięcy cameli,
podczas, gdy jego brat za mnie chciał dać jedyne 100. Uroda mojej znajomej
ewidentnie podobała się tutejszym panom, bo nie była to jedyna podobna
propozycja, która przysporzyła nam wiele śmiechu. Oczywiście na koniec targ
zakończył się wspólnym zdjęciem i prośbą o jego wysłanie na adres e-mail
handlarza.
Souk wyjątkowo bogaty w towary kusił non stop, by
robić zdjęcia. Na niektórych udało się nawet uchwycić Marokańczyków w trakcie
wyrabiania olejku arganowego. Trzeba tu być, aby poczuć klimat, ale żywię
nadzieję, że zdjęcia choć trochę oddadzą urok tego miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz