niedziela, 11 października 2015

Souk w Agadirze

Obowiązkiem odwiedzającego Agadir jest ogromne targowisko, tzw. souk, na którym można kupić dosłownie wszystko: owoce i warzywa, regionalne przyprawy, herbatę, ubrania, chusty, buty (w tym dobre skórzane kapcie), naczynia (w tym imbryki i tadżiny), ceramikę i wiele innych, często zaskakujących rzeczy. Souk El Had, który położony jest około 3 km w głąb lądu, zaskoczył nas swoją dużą przestrzenią i różnorodnością dostępnych towarów. 


Dla podtrzymania tradycji i chęci kupienia taniej, dobijaliśmy targu z handlarzami i trzeba przyznać, że wychodziło nam to co najmniej dobrze. Jeden z handlarzy powiedział, że jestem nieugięta, jak prawdziwy Berberyjczyk. Aby uzgodnić dobrą cenę warto zacząć od stosunkowo niskiej kwoty i później stosując metodę na obrażonego lub rozbawionego propozycją handlarza, udawać, że ta cena jest zdecydowanie wygórowana. Oczywiście trzeba uważać też w drugą stronę, bo zbyt niska kwota podana przez nas może obrazić właściciela straganu. Na szczęście, mimo dość zacięto walczących handlarzy, udało nam się utrzymać poziom i wyjść na swoje poprzez ustalenie całkiem rozsądnej kwoty. Często schodziliśmy z ceny do około 30-40% początkowo podanej kwoty.

Nam udało się kupić piękne chusty kaszmirowe, każda za cenę 40 MAD (około 18zł). Była to jednak cena przesadnie niska i długo o nią walczyłyśmy. U innych handlarzy cena takich samych chust wyniosłaby najmniej 45-50 MAD. Przechodząc przez jedną z alejek trafiliśmy też na pana, który sprzedawał herbaty i poprosił Piotrusia o wysłanie mu kartki z Polski. Napisał na kartce adres i zaprosił nas do skosztowania marokańskiej herbatki słodzonej naturalnie stewią. Pan w ciągu kilku minut przygotował herbatę i zrobił mi na dłoni szybki tatuaż z henny. Chciał też namówić nas na zakup szafranu, choć marokańskie ceny tej cennej przyprawy były dla nas zbyt wysokie (20 MAD za 1 gram).


W innym dniu, gdy odwiedziliśmy Souk El Had, zaczepił nas również pan sprzedający herbatę i przyprawy, przedstawił nam swojego tatę, z którym od dziesięcioleci dbają o wspólny interes na targu. Zostaliśmy zaproszeni, aby usiąść na ławkach w środku straganu i wysłuchaliśmy krótkiej prezentacji na temat przydatności oferowanych produktów. Handlarz pokazał nam między innymi dostępne mieszanki ziół wskazując, w jakich sytuacjach powinniśmy je zastosować. My zdecydowaliśmy się na herbatę i stewię w listkach, a znajomi dodatkowo na kilka przypraw. Prawdziwa batalia zaczęła się później, gdy przyszło do targowania ceny. Początkowe wydawały się nam wręcz koszmarnie wysokie. Przykładowo za woreczek stewii i cztery 100 gramowe woreczki herbaty handlarz zażyczył sobie ode mnie 150 MAD (około 65zł), a udało mi się zejść do ceny 50 MAD (20zł). Gdy dobiliśmy targu pan zaczął walczyć z kolegą o cenę za jego żonę, moją dobrą znajomą. Już na początku wspomniał o 3 tysięcy cameli, podczas, gdy jego brat za mnie chciał dać jedyne 100. Uroda mojej znajomej ewidentnie podobała się tutejszym panom, bo nie była to jedyna podobna propozycja, która przysporzyła nam wiele śmiechu. Oczywiście na koniec targ zakończył się wspólnym zdjęciem i prośbą o jego wysłanie na adres e-mail handlarza.


Souk wyjątkowo bogaty w towary kusił non stop, by robić zdjęcia. Na niektórych udało się nawet uchwycić Marokańczyków w trakcie wyrabiania olejku arganowego. Trzeba tu być, aby poczuć klimat, ale żywię nadzieję, że zdjęcia choć trochę oddadzą urok tego miejsca.

 
 
 
  
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz