Plaże w Agadirze są szerokie i rozciągają się na ładnych
kilka kilometrów. Delikatne zejście powoduje, że przy brzegu spaceruje wielu
Marokańczyków, a turyści chętnie korzystają z wyjątkowo ciepłej, jak na ocean,
wody. Słońce, typowo afrykańskie, delektowało gorącymi promieniami i
nieświadomie opalało mało przygotowany europejski naskórek. Podłoże
agadirskiego wybrzeża jest piaszczyste, choć niestety dość brudne, trzeba
uważać na pozostawione śmieci. Naszym oczom ukazały się między innymi
niemowlęce pieluszki, z których wypadła zawartość oraz igła zostawiona od tak
przy samym brzegu. Lepiej bez klapek się nie poruszać.
My korzystaliśmy z prywatnej plaży hotelu Anezi Tower, w
którym byliśmy zakwaterowani. Plaża nie odbiegała niczym od sąsiednich, dość
stare leżaki, pokryte startymi materacami, na środku huśtawka, a do oceanu
ponad 30 metrów. Ta spora odległość, podyktowana wchodzącymi mocno w głąb lądu
przypływami, powodowała w słoneczny dzień, konieczność spaceru po rozgrzanym do
granic możliwości piasku i przeciskanie się przez tutejszy (a jakże :) ) parawaning.
Marokańskie parawany, bardziej przypominające ręcznie wykonane namioty, chętnie
przykrywały bliższe wodzie powierzchnie. W oczy wpadał na plaży nie tylko
piasek, a raczej stroje Marokanek, odbiegające znacząco od naszych
dwuczęściowych pospolitych kostiumów. Kobiety bowiem, w odróżnieniu od naszego
pociągu do opalenizny, stronią od słońca i są w stanie zakryć każdy element
ciała, by tylko nie dotarły tam promienie słoneczne. Ubrane w zwykły strój
dzienny, z chustą okrywającą głowę, przesiadują na plaży opiekując się dziećmi.
Niektóre nie zważając na brak wygody i małą swobodę ruchu, wchodzą do wody w
pełni odziane, choć zapewne ubranie po wyjściu na brzeg, przemoknięte i przylegające do
ciała, nie daje takiej przyjemności, jak w naszym przypadku. My spotkaliśmy raczej
pierwszy rodzaj pań, które przesiadywały na plaży w towarzystwie członków
rodziny, nie korzystając z kąpieli w oceanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz